ISLANDIA 2017/ Dzień 4

Dzień 4/ 11. czerwca 2017/ niedziela

Plan na dziś:

- lunch w restauracji Klausturkaffi
- wodospad Dettifoss
- wulkan Hrossaborg
- krater Víti
- pola geotermalne Hverir
- jaskinia Grjótagjá
- nocleg na kempingu Vogar Travel Service 

Do przejechania ok. 390 km.



Dzień zaczął się dość wietrznie. Namiot przeszedł swój chrzest bojowy :) Było zimno i szaro. Kolejny raz przekonaliśmy się, że pogoda na Islandii rządzi się swoimi prawami. 
Szybko zwinęliśmy swoje manatki i wyruszyliśmy w drogę. 



Takie znaki spotyka się od czasu do czasu:


Z kempingu zjechaliśmy krętą, stromą drogą z powrotem na "jedynkę", a następnie skierowaliśmy się na OXI- trasę biegnącą poprzez górską przełęcz. Prowadzi ona drogą nr 939 i umożliwia skrócenie sobie drogi, która normalnie prowadzi wzdłuż fiordu, a później wzdłuż linii brzegowej wyspy. 









Przełęcz nas zachwyciła. Jechaliśmy długi czas pod górę, aż wydawało nam się, że szczyty pobliskich, ośnieżonych gór są na tym samym poziomie co my. Widoki były oszałamiające. Ruch był znikomy, spotkaliśmy tam tylko dwa inne samochody. Były za to liczne owieczki, strumyki i wodospady :)
Gdy wjechaliśmy na wysokość ok. 700 m n.p.m. temperatura spadła do 3͒ C. 





Po opuszczeniu przełęczy kontynuowaliśmy jazdę drogą nr 1. Udało nam się w końcu spotkać koniki, które pasły się blisko ogrodzenia. Wcześniej nie mieliśmy tyle szczęścia. Zawsze były gdzieś daleko.


Ok. 10 km przed miasteczkiem Egilsstaðir skręciliśmy w lewo na drogę nr 931. 
Jechaliśmy wzdłuż jeziora Lagarfljót jego południową stroną, gdzie rozciągał się najprawdziwszy las :) W Islandii jest to bardzo rzadki widok. A w jeziorze podobno mieszka potwór ;)


Po przejechaniu ok. 25 km napotkaliśmy atrakcję, której nie znalazłam wcześniej w żadnym przewodniku. Był to budynek informacji turystycznej Snæfellsstofa Visitor Center związanej z Parkiem Narodowym
Vatnajökull. Wg Wikipedii park ten jest największym w Europie (12 000 km² powierzchni) i pokrywa 12% powierzchni Islandii. W parku tym zlokalizowany jest największy lodowiec Islandii o tej samej nazwie. 
Wewnątrz budynku mogliśmy obejrzeć plansze, na których przedstawiono główne gatunki fauny i flory parku, a także zobaczyć wypchanego renifera i lisa polarnego. Była tam też tablica interaktywna, sklep z pamiątkami i kącik dla dzieci.


Kilkaset metrów dalej znajduje się posiadłość Skriðuklaustur. Budynek z kamienia, z dachem krytym darnią, został wybudowany przez pisarza Gunnara Gunnarssona w latach 30. XX w. Obecnie znajduje się tam centrum kulturalne poświęcone autorowi oraz restauracja Klausturkaffi. 



Nadłożyliśmy 50 km tylko po to, żeby zjeść obiad właśnie w tej restauracji. Opinie na innych blogach przekonały mnie, że tego miejsca nie możemy ominąć. Jest to jedno z nielicznych miejsc, gdzie można spróbować prawdziwego, tradycyjnego islandzkiego jedzenia. 
W godzinach 12:00 - 14:30 można tutaj zjeść lunch w formie szwedzkiego stołu. Wszystkie dania są "hand made", jak poinformowała nas właścicielka. Byliśmy pierwszymi gośćmi, a zdjęcie zrobiłam zanim zastawiono stół do końca. Później już tylko rozpływałam się "ochach" i "achach" nad kolejnymi potrawami. 


Spróbowaliśmy m.in.: pulpetów z renifera, jagnięciny, zapiekanki z dorszem, zupy grzybowej (niebo w gębie!!), tradycyjnego islandzkiego chleba, a na deser tarty z czerwoną porzeczką i ciasta czekoladowego. Wiktor chętnie sięgał do dzbanka po pyszne korzenne ciasteczka.
Dwie potrawy były dla nas całkowicie nowe, więc postanowiliśmy zapytać właścicielkę, co właściwie zjedliśmy? :)
Okazało się, że "angelica jam", to konfitura z dzięgla, znanego również w Polsce jako roślina lecznicza. Natomiast to, co przypominało nam kiszoną kapustę, okazało się być kiszoną rzepą. 
Wizyta w restauracji była dla nas prawdziwą ucztą dla podniebienia. 
Jeżeli będziecie jechać tak jak my dookoła Islandii, to koniecznie odwiedźcie to miejsce. 

Strona internetowa restauracji: Skriduklaustur
Cena na lunch buffet: 3490 ISK (ok. 135 zł)
Dzieci od 6 do 12 lat: 1745 ISK (ok. 67 zł)

Po obiedzie wyruszyliśmy z powrotem w kierunku drogi nr 1. Po dojechaniu do Egilsstaðir poszliśmy do Bonusa zrobić zakupy oraz zatankowaliśmy. Następna stacja benzynowa dostępna będzie dopiero w okolicach jeziora Mývatn.



Od kolejnej atrakcji, czyli wodospadu Dettifoss, dzieliło nas ok. 160 km. Można tam dojechać dwiema drogami odchodzącymi od "jedynki". My zdecydowaliśmy się na trasę od wschodu, czyli drogę nr 864. 

Dettifoss to jeden z najpotężniejszych wodospadów w Europie. Z progu o szerokości 100 m i wysokości 45 m spływa 200 metrów sześciennych wody na sekundę. Schodząc kamiennymi schodami do wodospadu, przewróciłam się i totalnie rozbiłam Krzyśka telefon, którym wykonywałam zdjęcia :( Od tego czasu mój telefon, o niestety gorszych parametrach, musiał służyć za aparat.




Później mieliśmy w planach zobaczyć kolejny znany wodospad Selfoss, ale pomyliłam się i pokierowałam Krzyśka w przeciwną stronę :) W taki sposób dotarliśmy do wodospadu Hafragilsfoss:


Następnie zaplanowaliśmy wjechać do krateru wygasłego wulkanu Hrossaborg.
Dotychczas było to możliwe, ponieważ jedna ze ścian była zawalona. Niestety droga dojazdowa F88 została zablokowana i nie mogliśmy wcielić naszego planu w życie.


Kolejną atrakcją, którą odwiedziliśmy był krater wulkanu Krafla, wypełniony turkusową wodą. Krater ten nazwano Víti, co oznacza "piekło".  



Ze szczytu wulkanu rozpościerał się widok na elektrownię geotermalną, którą wybudowano w latach 70. XX w.


I co tu dużo mówić, nie pachniało tam ładnie, a szczerze mówiąc, nieźle waliło zgniłymi jajami, co jest spowodowane wydostawaniem się gazów z wnętrza ziemi, m. in. dwutlenku siarki.

Wracając zatrzymaliśmy się przy zabawnej instalacji. Z prysznica leciała gorąca woda :)


A strumyk również był ciepły:


Nieco dalej na południe znajduje się obszar geotermalny Hverir.
Tam było jak na Marsie. Wrzące błotka, popękana ziemia, dymiące kopczyki, inny świat...









Spacerować należy tylko wyznaczonymi ścieżkami, ponieważ można się poparzyć.








Po zwiedzeniu Hverir udaliśmy się poprzez przełęcz Námaskarð w kierunku kempingu. W dalszym ciągu byliśmy dość wysoko, bo na ok. 400 m n.p.m. 

Po drodze zatrzymaliśmy się, żeby zobaczyć jaskinię Grjótagjá wypełnioną wodą, w której kręcono sceny do filmu "Gra o tron". Kiedyś można było się w niej kąpać, ale obecnie temperatura wody wynosi ok. 50͒ C.






Po rozbiciu namiotu na kempingu Vogar Travel Service zdecydowaliśmy podjechać jeszcze do wulkanu Hverfjall, który był bardzo blisko. 

Jest to wygasły wulkan o wysokości ponad 450 m. Dojazd prowadzi drogą szutrową do parkingu, skąd wytyczoną ścieżką można wejść na sam szczyt.













To był bardzo intensywny dzień :)


Nocleg: Vogar Travel Service
- cena: 1500 ISK / osobę (ok. 57 zł)
- dzieci do lat 14 za darmo
- opłata za namiot: 500 ISK (ok. 20 zł)
W głównym budynku kempingu znajduje się kuchnia z jadalnią oraz toalety z prysznicami. Zimna woda ma zapach zgniłych jaj. W damskiej toalecie dostępna suszarka do włosów. Grzejniki w łazienkach i w korytarzu były gorące, więc można szybko wysuszyć ręczniki lub pranie. Jadalnia bardzo duża, kuchnia również i dobrze wyposażona (wiele naczyń: talerzy, sztućców, garnków i patelni), jest toster, mikrofalówka, lodówka, dwie kuchenki elektryczne i 2 zlewozmywaki. W drugim, mniejszym budynku są dodatkowe toalety. 
Podczas dokonywania opłaty otrzymaliśmy kupon na 15% zniżki w pizzerii Daddi's, która znajduje się w obrębie kempingu. 
Więcej informacji o kempingu: Vogar

POPRZEDNI POST ←←← Dzień 3
NASTĘPNY POST →→→ Dzień 5

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

ISLANDIA 2017/ Dzień 1

ISLANDIA 2017/ Dzień 2

ISLANDIA 2017/ Tak to się zaczęło...