ISLANDIA 2017/ Dzień 6

Dzień 6/ 13. czerwca 2017/ wtorek

Dzisiejszy plan:
- krater wulkanu Grábrók
- wodospad Hraunfossar
Reykjavík 
- Blue Lagoon
Keflavík - oddajemy samochód do IcePol
- nocleg w Hotelu Borg

Do przejechania ok. 350 km + powrót z Keflavíku do Reykjavíku z Łukaszem z Icy Dreamland.



Rano, ostatniego dnia naszej podróży wzdłuż Ring Road,  pogoda nas nie rozpieszczała. Było pochmurno, zimno i wilgotno. Dziś w nocy po raz pierwszy nie przebudziłam się z powodu zmarzniętych stóp, ale to tylko dlatego, że zdecydowałam się ubrać dwa wełniane swetry i czapkę :) 

Na zdjęciu poniżej widać plac zabaw, który był najciekawszym placem ze wszystkich kempingów, na których byliśmy. Wiktor podczas zabawy podszedł do piaskownicy i powiedział: "Coś mi tutaj nie gra...". Okazało się, że piasek był czarny :D



Krzysiek postanowił wysuszyć namiot, bo używaliśmy go ostatni raz podczas naszej podróży:

Bezpośrednio przy kempingu płynął strumyk, a w oddali stał typowy islandzki kościółek:


Po opuszczeniu kempingu wyruszyliśmy w kierunku Reykjavíku. Po drodze minęliśmy jeden z punktów widokowych, który zrobił na nas wrażenie. Było to miejsce, gdzie w oddali można zobaczyć starą drogę i betonowy most, jeden z pierwszych tego typu na Islandii. Takimi, wąskimi i niebezpiecznymi drogami poruszali się Islandczycy zanim wybudowano Ring Road.



Pierwszą zaplanowaną dzisiaj atrakcją był Grábrók, czyli wysoki na 170m, żużlowy krater wulkanu, z łatwym dostępem po drewnianych schodkach. Hubert naliczył ich ok. 500 z najwyższego punktu na sam dół. 





Po obejrzeniu krateru wyruszyliśmy w dalszą drogę na południe trasą nr 1. Dotarcie do kolejnego punktu wymagało zjechania w kierunku wschodnim w drogę nr 50 i przejechanie ok. 40 km. Zdecydowanie było warto! Dotarliśmy do wodospadu Hraunfossar, który stanowi, cytując artykuł na stronie icelandnews.is: "ponad sto miniaturowych wodospadów. Ciąg kaskad i strumyków tryskających wprost ze skał wąwozu, spływa po jego zboczu na długości ponad siedmiuset metrów do rzeki Hvítá. Woda ta nie pochodzi jednak z żadnego podziemnego źródła, ale z tej samej „białej rzeki”. Przedostaje się ona z jej wyższych partii wsiąkając i przesączając się przez porowatą strukturę tysiącletniego pola lawy Hallmundarhraun, dzięki czemu zachowuje tę samą temperaturę 3,5°C i stały przepływ 5 m³/s. Dlatego też Hraunfossar nigdy nie zamarza i można podziwiać go bez względu na porę roku".



Pogoda w tym miejscu była wręcz wymarzona, świeciło słońce i było dość ciepło, co miało niewątpliwie wpływ na spotęgowanie wrażeń. 
Mimo, że miejsce to jest oddalone od Ring Road, to spotkaliśmy tutaj bardzo dużo turystów, co nie dziwi, ponieważ ten wodospad jest obłędny!



Tuż obok parkingu zlokalizowana jest przestronna knajpka, gdzie można zjeść coś ciepłego, jest też bar sałatkowy oraz sklepik z pamiątkami. My kupiliśmy lody  (cena 250 ISK za sztukę- ok. 9,50 zł, lody na patyku) oraz kawę (cena 500 ISK, tj. ok. 19 zł).

Wodospad był naszą ostatnią atrakcją na trasie przed dotarciem do stolicy.
Ok. 30 km przed Reykjavíkiem musieliśmy przejechać przez podwodny tunel Hvalfjörður. Jest to tunel o długości niespełna 6 km, biegnący pod fiordem na poziomie 165 m poniżej poziomu morza. 
Przejazd jest płatny. Za samochód osobowy opłata wynosi 1000 ISK (ok. 38 zł).


Po dojechaniu do Reykjavíku skierowaliśmy się od razu do najważniejszych miejsc, które chcieliśmy zobaczyć zanim oddamy samochód. Szczerze mówiąc stolicę Islandii potraktowaliśmy trochę po macoszemu i skupiliśmy się tylko na kilku lokalizacjach i podziwianiu miasta z okien samochodu.

Najpierw podjechaliśmy do rzeźby Sólfar, znanej też jako Sun Voyager.

Kolejnym miejscem był bardzo charakterystyczny, przypominający kolumny bazaltowe kościół Hallgrímskirkja. Jest to drugi pod względem wysokości budynek na Islandii (73 m).




Na dzwonnicę kościoła można wjechać windą (odpłatnie). My ze względu na brak czasu nie skorzystaliśmy z okazji podziwiania panoramy stolicy. 




Po małych perypetiach i problemem z odnalezieniem właściwej drogi (prace drogowe i zamknięte dla ruchu uliczki jednokierunkowe) udało nam się dotrzeć do celu, czyli do Hotelu Borg. Dzięki wygranej w konkursie Icestory mieliśmy tu spędzić dwie ostatnie noce. 



Zostawiliśmy samochód na płatnym parkingu niedaleko hotelu (cena 600 ISK- ok. 23 zł za dwie godziny postoju) i poszliśmy zameldować się w hotelu.
Mieliśmy niewiele czasu, żeby odpocząć i już musieliśmy zbierać się w dalszą drogę- do Blue Lagoon, czyli geotermalnego spa, gdzie można wykąpać się w basenie zlokalizowanym pośród skał lawowych, wypełnionym wodą bogatą w minerały.




Bilety do Blue Lagoon na godzinę 19:00 zamówił dla nas Łukasz z Icy Dreamland. Ceny są zróżnicowane w zależności od pakietu, godziny wstępu i od tego jak wcześnie kupimy bilety (im szybciej, tym taniej). Dzieci do lat 14 wchodzą za darmo. My za nasze bilety (dwie osoby, chłopcy za darmo), kupione ok. 2,5 tygodnia przed przyjazdem, zapłaciliśmy 15000 ISK (ok. 570 zł). Była to cena za podstawowy pakiet i obejmowała tylko wejście oraz krzemionkową maseczkę na twarz. Drogo. Atrakcja jest bez wątpienia wyjątkowa, o czym może świadczyć ogromna ilość przebywających tutaj turystów, ale za to ceny stanowczo za wysokie. W barze basenowym za koktajl owocowy na bazie jogurtu oraz napój lodowy (sok z kruszonym kolorowym lodem) zapłaciliśmy 1500 ISK (ok. 57 zł). Kubek piwa kosztował ok. 60 zł, nie skusiliśmy się...
Cieszę się, że odwiedziliśmy to miejsce, to był prawdziwy relaks, ale wg mnie to taka atrakcja na jeden raz. 
Alternatywą dla Blue Lagoon jest basen Mývatn Nature Baths, który jest mniejszy i nie tak ekskluzywny jak Blue Lagoon, ale za to bardziej ekonomiczny.
Zanim wyszliśmy Krzysiek spotkał w męskiej szatni chłopaków z Polski, którzy tam pracowali. Oczywiście zadowoleni, jak wszyscy inni rodacy, z którymi mieliśmy okazję wcześniej porozmawiać.


W Blue Lagoon spędziliśmy ok. 2 godzin. 

Stamtąd udaliśmy się do Keflavíku oddać samochód. Adam bez żadnych uwag odebrał auto, pogadaliśmy dość długo (sorki Adam jeszcze raz za zajęcie cennego czasu ;)), a następnie po przyjeździe Łukasza z Icy Dreamland udaliśmy się z nim z powrotem do Reykjavíku.



Po dotarciu na miejsce chłopcy poszli spać, a ja i Krzyś ok. północy wyskoczyliśmy na krótki spacer. Dwie przecznice od hotelu trafiliśmy do słynnej budki z hot-dogami Bæjarins Beztu Pylsur. Spróbowaliśmy z ciekawości jak smakują, podobno sam prezydent USA Bill Clinton je jadł, co uwieczniono na banerze reklamowym. W tym miejscu przepraszam wszystkich Islandczyków, którzy traktują te hot-dogi jako dobro narodowe, ale nam nie smakowały :( Mogę je porównać do hot-dogów w Ikei, tyle że są dużo droższe (450 ISK- ok. 17 zł). 

To był dzień pełen wrażeń, wspaniale było położyć się w wygodnym łóżku i nie zmarznąć w stopy :D


POPRZEDNI POST ←←← Dzień 5
NASTĘPNY POST →→→ Dzień 7




Komentarze

  1. Super wpis. Pozdrawiam i czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, przygotowuję właśnie wpis o naszym krótkim pobycie w Norwegii, zapraszam w przyszłym tygodniu :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

ISLANDIA 2017/ Dzień 1

ISLANDIA 2017/ Dzień 2

ISLANDIA 2017/ Tak to się zaczęło...